inne , , ,

Co zrobić z kotem na wakacje?

Pretekstem do tego artykuł są nie tylko wakacje i zbliżający się okres urlopowy, w którym większość z nas wyrusza krótsze lub dłuższe eskapady, ale także opiekunowie moich kotów, którzy co jakiś czas pytają mnie o to zagadnienie, co miało miejsce także wczoraj.

Zawsze można spędzić urlop w domu, z czego nasz kot będzie najbardziej zadowolony…. Ale poważnie.. skoro już musicie wyjechać, warto rozważyć możliwości kota i dostępne rozwiązania. Opcji jest kilka.

            Pierwsza, najlepsza dla kota, to wprowadzenie się pod nieobecność kogoś zaufanego – mamy, córki, dalszej rodzinny, przyjaciół – najlepiej – kogoś znajomego kotu, idealnie jeśli osoba ta ma z kotem osobistą pozytywną relację. Wówczas istnieje szansa, że mruczek najmniej odczuje nieobecność „mamy i taty”. Dzięki temu kot będzie w znanym sobie środowisku, pod opieką zaufanej osoby, którą ma do dyspozycji. Z jego punktu widzenia zmienia się niewiele i jest to sytuacja akceptowalna, relatywnie mało stresująca (choć zdarzają się koty, które z uwagi na przywiązanie już w tym miejscu odchorują frustrację związaną z wakacjami właścicieli). To rozwiązanie dla wąskiego grona szczęśliwców, którzy mogą sobie na to pozwolić. Niemniej jednak – w czasach, kiedy ludzie wynajmują swoje domy, szczególnie w atrakcyjnych turystycznie lokalizacjach, obecność w nim zwierzęcia może być pożądanym walorem. Z tego co wiem, Beata Pawlikowska, znana polska podróżniczka i opiekunka 2 kotów, korzysta z tego rozwiązania. Również mi jest bliskie i potwierdzam dużo lepszą kondycję zwierząt w sytuacji, kiedy mają do dyspozycji zaufanego opiekuna.

            Druga możliwość, to opieka dochodzona – na czas wyjazdu kot jest odwiedzany przez kogoś bliskiego z rodziny, przyjaciół, sąsiadów czy choćby osobę do tego przeszkoloną i opłaconą – petsittera. O ile kot ma podobne doświadczenia a odwiedzający jest znany kotu, również jest to okoliczność łagodząca brak obecności opiekunów. Nie zmienia terytorium, teoretycznie jedynym stresorem jest nieobecność osób bliskich. Może nim jednak być również obecność nowej osoby, zatem warto ostrożnie dobierać ludzi zaangażowanych w pomoc przy mruczku. Jeśli zatem macie kogoś bliskiego w pobliżu, lub „za ścianą” – ta opcja może okazać się dla Was strzałem w dziesiątkę. Wrażliwy, doświadczony petsitter również pomoże przetrwać kotu ten trudny czas, w sytuacji, kiedy brakuje Wam takiej osoby lub nie chcecie/nie możecie fatygować nikogo bliskiego, a wolicie za usługę zapłacić. Wielokrotnie korzystałam z takiego rozwiązania.

            Trzecia, jest dla kota dość stresująca, bo zakłada wyjazd z opiekunami w miejsce urlopowania, które może diametralnie zmienić sytuację w kontekście kociej emocjonalności.

            Jeśli dana lokalizacja jest regularnie odwiedzana przez opiekunów, a tym bardziej z dużą częstotliwością, np. działka, domek nad jeziorem, mieszanie w innym mieście czy drugi dom (z czym spotykam się coraz częściej) – zwierzę jest przyzwyczajone do takiej zmienności i radzi sobie dość dobrze, gdyż kojarzy topografię, ma tam swoje zapachy, bardzo często również niezbędne do funkcjonowania przedmioty (kuweta, drapak, etc) a przy tym – ukochanych ludzi. Odczuwa stres związany z przeniesieniem się w drugie miejsce, jednak jest on nie tak duży jak przy poznawaniu zupełnie nowego terytorium.

            Wówczas zmian jest bardzo dużo: podróż, nowe terytorium, a tam nieznane zapachy, okoliczności i rytm dnia, widoki za oknem, możliwe że także inne zwierzęta….. Stałą jest obecność opiekunów. Lepiej z takim wyjazdem poradzą sobie koty, którym opiekunowie fundują tego typu rozrywki częściej a nawet regularnie. Ułatwi kotu adaptację w nowym miejscu spakowanie pachnących nim gadżetów (zabawki, legowisko, kocyk), kuwety oraz drapaka. To rozwiązanie może jednak być bardzo stresujące dla kota mniej odważnego i otwartego, który odchoruje ekskursję.

Oba warianty to rozwiązania dla osób prowadzących określony, dość aktywny tryb życia, nastawionych na działanie, czasem – życie na dwa domy (lub więcej), takich jednostek dziś nie brakuje. Kilka razy korzystałam z tego rozwiązania. Moje koty za każdym razem przeżywały duży stres, związany ze zmianą miejsca, dlatego szukałam innych możliwości.

            Ostatnie rozwiązanie jest najbardziej stresogenne, zakłada samodzielny wyjazd kota do innego miejsca, np. do rodziny, czy hotelu dla zwierząt. W tym rozwiązaniu kota stresować może wszystko. Im więcej zmiennych tym dla jego nastroju i samopoczucia gorzej. Najtrudniejszą opcją wydaje się hotel dla zwierząt, gdzie dodatkowym negatywnym bodźcem będą zwierzęta tego samego lub odmiennych gatunków. Wyjazd kota do rodziców wydaje się z naszego ludzkiego punktu widzenia dobrym rozwiązaniem, w rzeczywistości generuje jednak stres tym większy, im rzadziej tego typu eskapady kotu zapewniacie oraz im mniej znajome miejsce odwiedza. Pomocne mogą okazać się czułe ręce i bliskość opiekunów na miejscu (o ile kot akceptuje bliskość fizyczną), brak nachalności, przedmioty pachnące zapachem domu, czy zabawy z kotem jego ulubionymi zabawkami, rozładowujące frustracje.  

Tą opcję najczęściej wybierają ludzie, w większych miastach lub na ich obrzeżach gdzie tego typu usługi są dostępne, nie mający bądź nie chcący skorzystać z pomocy bliskich czy opłaconego fachowca, który odwiedzi kota na miejscu.

            Niezależnie od wybranej drogi kot przeżyje mniejszy lub większy stres. Będzie odczuwał brak opiekunów, jeśli zdecydują się na wakacje bez niego, co w krótkim czasie spowoduje także frustrację. Być może będzie temu towarzyszył strach, czy lęk związany z nowymi okolicznościami: miejscem, zapachami, obecnością innych zwierząt. To trzeba zaakceptować i biorąc pod uwagę predyspozycje kota, wybrać najlepszą dostępną możliwość. Lub… zmienić plany i odpoczywać w domu.. z kotem 😀

koty , , ,

Dziecko vs. kot(y)

            Temat mocno istotny a dla mnie aktualny, zarówno dlatego, że całkiem niedawno pojawił się w moim życiu rodzinnym mały człowiek jak też z tego powodu, że w zeszłym tygodniu rozmawiałam o tym „jak to zrobić” by ułatwić zwierzętom zaakceptowanie nowego członka rodziny.

            Ciekawość….czyli jak tego nie zepsuć na starcie…

            Sam fakt oczekiwania na dziecko powoduje dużo zmian z perspekywy kota – opiekunka ma inną temperaturę ciała, w jej brzuchu najczęściej pojawia się „coś intrygującego”, są znoszone dziwne sprzęty (np. łóżeczko) i ciekawe urządzenia (jak wózek, czy nosidełko), to wszystko świetnie/inaczej pachnie, ma ciekawą (dla kota) i przyjemną fakturę (miękkie kocyki), jest stworzone z naturalnych materiałów (jak bawełna) – nic wiec dziwnego, że kota to intryguje. A jeśli  zajmuje – chce to zbadać, eksplorować, doświadczać obecności tych ludzi/rzeczy/przedmiotów. Najprościej jest kotu na to pozwolić. Nie stopować, nie zabraniać, a tym bardziej nie krzyczeć czy gonić z powodu wąchania pościeli czy wózka, aby nie wytwarzać złych skojarzeń z zapachem czy przedmiotami, które za chwile obfitować będą jeszcze w „dziwny” dźwięk i zapach małego człowieka. Bazując na kociej ciekawości i naturalnej potrzebie eksploracji można z powodzeniem zaprosić kota do wstępnego zapoznania się z anturażem malucha.

            Komplikacje?

            Utrudnić sprawę pierwszego poznania może koci temperament czy bardzo delikatna konstrukcja zwierzęcia oraz wrodzona niechęć do zmian. Warto rozważyć, szczególnie w przypadku kotów strachliwych, wykazujących lęk w codziennych sytuacjach, mocno reaktywnych, także tych zwierząt bardziej podatnych na hałas, zapoznanie z nowymi dźwiękami zawczasu. Jak o zrobić?

Wykorzystać można odwrażliwianie i habituację, np. poprzez puszczanie z płyt cd dźwięku/odgłosów wydawanych przez dzieci, czy oglądanie programów telewizyjnych gdzie w tle słychać niemowlęta. Ważne aby zacząć od małej głośności, nie zauważalnej/nienachalnej dla kota i stopniowo ją zwiększać, dzięki czemu zwierzę systematycznie przyzwyczaja się do danych dźwięków (tak jak ludzie którzy mieszkają w pobliżu przejazdu kolejowego, czy lotniska, po czasie przestają zwracać uwagę na te nienaturalne hałasy, gdyż nie stanowią one dla nich zagrożenia i przywykają do nich).

Natura trochę ułatwia cały proces – małe dzieci są dość ciche i ich możliwości wokalne zwiększają się wraz z przyrostem masy ciała i wiekiem, zatem warto wykorzystać ten naturalny cykl właściwie, zamiast unikać kontaktu.

Dezorientację mogą wprowadzać sytuacje nagłe i nieprzewidywalne dla kota, jak przykładowo pojawiające się w domu dziecko bez fizjologicznego okresu ciąży i wczesnego pojawienia się w domu. Pamiętam sytuację, kiedy kot miał problem przed dłuższy czas z zaakceptowaniem adoptowanego synka opiekunów. Ponieważ mieliśmy okazję się wówczas spotkać a oni byli w tej kwestii otwarci udało nam się wspólnie dojść do tego, czemu kocur czuł początkowo dysonans. Sama informacja o powodach wycofania zwierzęcia z kontaktu z maluszkiem uspokoiła rodziców, co wpłynęło pozytywnie na ich relację z kotem oraz jego większą pewność siebie w kwestii wejścia w interakcję z dzieckiem.

               Baza

            Punktem wyjścia do dobrego kontaktu kot-dziecko powinny być dobre relacje z opiekunem, pozytywne nastawienie (koty są mistrzami empatii) i zachowanie rytuałów (kot, którego odsunie się z życia rodzinnego, odbierze się mu czułość z owodu pojawienia się dziecka nie będzie szczęśliwy!), ale to nie wszystko. Zwierzęciu będzie dużo łatwiej, kiedy jego sytuacja w domu, do którego trafi niemowlę będzie komfortowa (nie będzie przeżywał stresu z innych powodów, np. behawioralnych, będzie zdrowe, w dobrej kondycji itd). Sam fakt pojawienia się maluszka będzie generował fizjologiczny stres, dzięki któremu kot będzie się przyzwyczajał do nowej sytuacji. Istotne jednak, aby nie piętrzyć dodatkowych komplikacji i ułatwiać zwierzęciu zakceptowanie tego faktu.

              To już dziś! Oddychaj…

            Przyjazd maluszka do domu wiąże się z oczekiwaniem, wielkimi emocjami i ogólnym zamieszaniem. Nie lubiący co do zasady zmian kot kiepsko odnajduje się w akich sytuacjach – warto o tym pamiętać i nie generować dodatkowych atrakcji w postaci wizyty babci, zamieszania organizacyjnego, jak składanie łóżeczka, biegania po domu czy hucznego przyjęcia…  Niech to będzie spokojny dzień, najbardziej typowy dla domowników, jak się da.

            Miałam okazję obserwować reakcje moich kotów przy narodzinach Zuzi i Karola, moich najmłodszych dzieci, towarzyszyłam w tym doświadczeniu też pośrednio opiekunom moich kociąt i kotów jako hodowca, kiedy przygotowywałam ich na to wydarzenie i dawałam rady, co robić.

Moment poznania jest istotny a pierwsze wrażenie może rzutować na późniejsze relacje. Z tych powodów warto dać kotu przestrzeń i swobodę podejmowania decyzji, kiedy będzie mieć ochotę na podejście do nowego domownika, obwąchanie go i pierwszy kontakt fizyczny. Pewnie będzie ostrożny, zestresowany, być może napięty, podejdzie wolno, na ugiętych łapach. Jeśli będzie szukać wzrokiem naszej aprobaty/wsparcia w tym trudnym momencie powinien ją dostać. Może to być spokojny komentarz słowny, czy/oraz pogłaskanie kota – z pewnością poczuje się pewniej, co go ośmieli i będzie zachętą do kolejnego kontaktu, a o to nam przecież chodzi.

Odradzam, co zdarza się niestety dość często „pokazywanie” dziecka kotu, poprzez wzięcie zwierzęcia na ręce i zbliżenie do noworodka. Takie zachowanie nie będzie pozytywie odebrane – wręcz przeciwnie – utwierdzi w przekonaniu że ta mała istota wiąże się z przymusem (z ludzkiego uścisku kotu trudno się oswobodzić i w sytuacji stresującej tak może właśnie odebrać przytrzymywanie nad niemowlęciem), może spowodować dodatkową niechęć i wzmocnić ostrożność naszego mruczka, zamiast go zapewnić o braku zagrożenia. W skrajnych przypadkach przytrzymywany kot, próbujący uniknąć tej patowej sytuacji może chcieć za wszelką cenę uciec, co może być niebezpieczne.

międzygatunkowo , , ,

Realny wpływ na pomoc terapeutyczną zwierzęciu poprzez współpracę między Opiekunem a behawiorystą

            Problem behawioralny zwierzęcia bywa niedostrzegany, tym bardziej im mniejsze jest zwierzę. Gdy zachowanie nie sprawia ludziom problemu, bywa nawet miesiącami czy latami „niewidzialne” lub ignorowane, co znacznie utrudnia diagnozę, dotarcie do źródłowych emocji czy przyczyn oraz podjęcie skutecznej terapii. Kiedy zagadnienie dotyczy sikania przez kota do butów, zjadania kup przez psa na spacerze, albo niechętne wejście do przyczepy przez konia nagle urasta do skali zachowania kłopotliwego i nieakceptowanego przez człowieka, który szuka pomocy u specjalisty.

            Behawior z którym opiekun sam sobie nie radzi – nie podoba mu się, szkodzi mu w jakiś sposób, nie wyraża na nie zgody – uważane jest za problemowe (chociaż nie zawsze jest zachowaniem patologicznym w świetle spektrum zachowań danego gatunku, jego etogramu). Wówczas spotykamy się na konsultacji w celu otwarcia dialogu i poprawy zachowania zwierzaka.

            Spotkanie z behawiorystą to jedynie chwila, wycinek dnia pupila, w ciągu którego zadaniem eksperta jest poznać zwierzę poprzez:

  • wywiad z właścicielem (osobisty, mailowy bądź mieszany),
  • obserwację zachowania i środowiska, w którym żyje zwierzę z Opiekunami,
  • próbę podjęcia interakcji z pacjentem.

Czasami niezbędne są materiały dodatkowe – np. nagrania filmowe, szczególnie w sytuacji zaburzeń separacyjnych, w których istotne jest odkrycie motywacji zwierzęcia do prezentowania zachowania aby móc wpłynąć terapeutycznie na określone emocje i je zmienić. Inaczej pracuje się z zaburzeniem separacyjnym o podłożu lękowym a odmiennie w przypadku zdiagnozowania nudy.

            Zaangażowanie ze strony behawiorysty zarówno na spotkaniu z opiekunem, skupione na zwierzęciu, jak i potem – zorientowane na człowieka, może się rozbić o ścianę:

  • zmęczenia opiekuna problemem, dlatego nie warto czekać do kresu możliwości
  • niechęci, co może wynikać z braku umiejętności lub wiedzy
  • braku czasu, czego przyczyną może być kiepska organizacja lub wysoki stopień skomplikowania rodzinnego i zawodowego czy
  • słabej motywacji do pracy z pupilem, najczęściej w poczuciu beznadziei, kiedy przy wielu podjętych próbach, nie udało się znaleźć żadnego rozwiązania.

            Zadaniem zwierzęcego psychologa poza odbyciem konsultacji jest podjęcie próby zmotywowania opiekuna do wysiłku, a także sporządzenie dokumentu, z którego będzie wynikało:

  • czemu zwierzę zachowuje się w określony sposób, ale także
  • jakie emocje mu towarzyszą i
  • w jaki sposób je zmienić, aby wpłynąć skutecznie na zachowanie i w efekcie
  • zmodyfikować je tak, by było akceptowalne.

            W kompetencji behawiorysty leży również edukacja – objaśnienie opiekunowi podłoża zachowania, wynikającego z etogramu gatunku lub wykraczającego poza niego a także zwrócenie uwagi na możliwe utrudnienia płynące z natury zachowania (jeśli wynika z etogramu danego gatunku – jest fizjologiczne – zazwyczaj praca nad nim jest bardzo trudna, jak w przypadku znakowania kotów; jeśli jest patologiczne – jak nadpobudliwość psów – wówczas łatwiej wprowadzić zmiany, ale nastawienie na systematyczność i kombinowanie kilku metod pracy, najczęściej przynosi lepsze efekty).

Żaden nawet najlepiej teoretycznie przygotowany behawiorysta z wieloletnim doświadczeniem, nie zmieni problematycznego zachowania zwierzęcia samodzielnie (bez wsparcia Opiekuna) na jednej konsultacji.

            Czas i fundusze poświęcone na spotkanie z behawiorystą nie zmienią nic, o ile nie zostaną wdrożone pokonsultacyjne zalecenia i ustalenia. Systematyczne ćwiczenia, określone techniki behawioralne, czy zwyczajne wzbogacenie środowiska w zaciszu domowym w uzgodnionym przez Opiekuna i specjalistę okresie to podstawa sukcesu w poprawie zachowania psa czy kota. Terapia jest bowiem procesem, który wymaga nakładów pracy – zaangażowania i konkretnych działań – przy obarczeniu tymi codziennymi zadaniami Opiekuna. Ekspert jest jedynie przewodnikiem i doradcą.

            Pokonsultacyjna merytoryczna opieka najczęściej ustalona jest w formie krótkiego kontaktu lub kolejnego spotkania, po uzgodnionym uprzednio czasie na działania. Ma podsumować podjęte aktywności oraz nakreślić ich rezultat. Wielu opiekunów jednak się na nią nie decyduje, mimo iż często jest nieodpłatna. Dlaczego?

            Powody są prawdopodobnie 2:

  • pełen sukces i „odhaczenie problemu” w głowie Opiekuna bez poinformowania behawiorysty (a szkoda, bo każdy z nas lubi widzieć efekty swojej pracy, tym bardziej tak spektakularne) o postępach, albo
  • brak zaangażowania w podjęcie pracy ze zwierzęciem i własny dyskomfort, aby się do tego przyznać (co niestety zdaje się częstszym powodem braku kontaktu).

Chociaż nie wykluczone, że są również inne…

            Mniemam jednak, że przy zmotywowanym Opiekunie i regularnej pracy terapeutycznej ze zwierzęciem wyłapanie źle dobranych technik pracy nie przynoszących rezultatów jest kwestią czasu i zostanie wychwycone przez właściciela stosunkowo szybko (co czasami zgłaszają mi moi podopieczni). To się zdarza i nie jest odosobnione.

            Behawiorysta jest zawodowcem i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że każde zwierzę wymaga indywidualnego podejścia, czasem odmiennej metody i nie profesjonalne byłoby obrażanie się na te sygnały ze strony zwierzaka. Zatem obawy Opiekuna idące w tym kierunku są niewłaściwe. Zasygnalizowany brak postępów i prośbę o inne pomysły z pewnością nie zostaną pozostawione same sobie, a wręcz uznane za wypełnienie zaleceń w pełni i konieczność dalszej pracy koncepcyjnej nad metodyką.